wtorek, 3 września 2013

Rzecz jest o plotce, czyli o prawdzie

Słyszeliście o masakrach w Delcie Nigru? Bo ja też nie, ale później trafiłem na pewną plotkę. 

Krąży po pewnych miejscach w sieci taka plotka. Właściwie to historia, otóż: W delcie Nigru (kurwa kocham tą nazwę, NIGGER!!!!!) jest ropy troszkę i jeszcze więcej, więc panowie z firm o nazwie... nie no nie będę pisał że BP, Shell i Exxon lub też wstaw nazwę sam, zjawili się tam i niczym laureaci oskara wypili mleczne napoje miejscowych mieszkańców. To akurat była mała bzdura z mojej strony, bo panowie ci realizując wizję kiplingowskiego brzemienia białego człowieka przynieśli do tego afrykańskiego-czyli przez boga zapomnianego kraju najpiękniejsze wynalazki cywilizacji zachodniej-dolary i co za tym idzie korupcję. Nie jest jednak tak różowo jak by się wydawało.
Otóż, w rejonie z racji rozpowszechnienia się wiary ludzi nie dość że od alkoholu stroniącej to jeszcze od wieprzowiny niektórzy z wyznawców zaczęli doznawać reakcji egzotermicznej i wylatywać kurwa w powietrze na każdym rogu. Jak by tego było mało to ta cholerna Al-Kaida wycelowała swoje zerdzewiałe pamiętające kubańska interwencję w Angoli kałasznikowy w (no to ci niespodzianka) zachodnich, białych wydobywców ropy. Tego to panowie zdzierżyć nie mogli. Nie dość że płacą miejscowym  watażką, premierom, prezydentom, generałom czy chuj wie komu tam rządzi akuratnie pieniądze tak wielkie że nawet polski parlamentarzysta by za nie głosowania nie sprzedał (kolejne plotki mówią o 10k zł za głos) to jeszcze muszą się o swoje życie obawiać. A że armię afrykańskie słynną z przekonanie że to huk zabija, nie kule to efekty konfrontacji z terrorystami są nikłe.
Tak więc wkurwiony co niemiara  prezes (tu wstaw własna nazwę) zjeżdża w swoim pięknym wieżowcu kilkanaście pięter do tych regionów mniej, ale nadal upiornie drogich i wpadając bez zapowiedzi czy chociaż pukania do biura innego prezesa, tym razem firmy spod znaku PMC krzyczy: "Johnny, kurwa zajebaj ich!". Johnny wystraszony jak sam skurwysyn, bo oto krzyczy do niego kilkanaście miliardów dolarów już się zastanawia skąd weźmie tylu ludzi żeby zajebać kongres, sąd najwyższy, kilka upierdliwych parlamentów, parę ruchów społecznych, greenpeace, anonimowych, producentów zegarów z kukułką i mieszkańców Borów Tucholskich, kiedy pan prezes raczy swoją myśl wytłumaczyć. Otóż wkurwiają go ludzie wieprzowiną i alkoholem gardzący w delcie Nigru. Rzuca coś na odchodne o kilkuset milionach i odjeżdża windą do nieba czyli na swoje piętro. Johnny mając w perspektywie całkiem spore pieniądze dzwoni do swoje ulubionej agencji i zamawia tuzin dziewcząt, kilka godzin później przyjemnie zmęczony dzwoni na inny kontynent gdzie jedno-oki/ręki/jajcy/nogi "czeczen" albo inny "afganiec" odbiera telefon i rzuca zdawkowe "Da?".
Efekt jest tego taki że kilka dni później w rejonie delty Nigru pojawia się banda wysokiej klasy specjalistów z HR, a przynajmniej definitywnego ich rozwiązywania. Chłopaki z każdego zakątku globu, czyli Alfa/wympiel, SEALs/Delta, GSG9/KSK, SAS, GROM czy gdzie ich tam gardła podrzynać uczyli mają przed sobą tylko jedne cel: pozbyć się terrorystów. Ale jak pokazał Irak, A-stan i inne gówniane konflikty w gównianych miejscach rzecz to nie prosta. Ale nie po to się kurwa zatrudnia ruskich co by chłopaki nie podziałali. Napierdoleni po same uszy samozgonem albo innym ściągniętym z baków samolotu wybielaczem, pomiędzy jedną koleją z dzielnymi polskimi byłymi trepami, a drugą z zarzyganymi jak koty jankesami wpadają na genialny pomysł: ZACZYSTKI, czyli tłumacząc szybko na szwabski i reszto światowy "Weź ta wioska i jo spal". Panowie zmagając się z silnym kacem wpadają do pierwszej lepszej wioski gdzie operowali ponoć islamiści, rozpierdalają pod ścianami wszystko co oddycha, wysadzają i gnają niczym sam szatan do następnej bo do tej już wojsko lokalne wkracza. Po kilku minutach na miejsce przybywa wojsko, które, co robi? Sprząta! pozbywa się śladów niedawnej masakry i gna równie szybko do następnej wioski bo już słupy dymu na horyzoncie widać, znak po raz kolejny bezbronni ludzie nie stawiali zorganizowanego oporu. Nawet jeśli panowie PMC na takowy natrafią to zadzwonią do bazy gdzie pilot leniwie się przeciągnie, ale w końcu wystartuje i wypuści kilkadziesiąt rakiety w tą cholerną wioskę bo lata kurwa Mi-24. Pan prezydent czy inny naczelny dziobiący chuj Nigerii zrobi gówno bo ci panowie i ich piękne maszyny ochraniają/wożą/walczą z opozycją.
Lokalne wojsko zna sie tylko na zakopywaniu masowych grobów więc trudno, tak jakoś ktoś inny bronić kraju musi. Terroryzm przestaje być problemem, bo każdy jeden rebeliant zostaje natychmiast powieszony/zaciukany kkb bo wszyscy pamiętają co się z "tą wioską co już jej nie ma a co pomagała alkaidzei" stało. Co na to ONZ, który przecież najemników nienawidzi? Szuka ich, tylko nie mozę znaleźć, a ci mili panowie z PMC co ochraniają ich konwoje z pomocą humanitarną też nie mogą ich znaleźć, tylko czasem ich Mi-24 się spóźnia na punkt spotkania bo mieli jakieś ważne sprawy po drodze do załatwienia, jakieś trzy cztery wioski, ale tego nikt głośno nie powie. Tak wiec mamy piękne skurwysyństwo jak zwykle, ONZ płacący najemnikom miliony dolarów i przekonanie o własnej moralnej wyższości. Siedzimy więc na dupie, zalewamy nasze baki benzyną z ropy tak okrwawionej że dawno już nam powinny się silniki zatrzeć, albo Bóg nam je z trzewi auta wyrwać i myślimy że wszyscy nas kochają.

No, ale to wszystko plotki.                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz