czwartek, 19 września 2013

Generałowie giną o świcie, a broń pojawia się po zmierzchu

Ploteczek ciąg dalszy.

Znacie drodzy czytelnicy sprawę zabójstwa Jaroszewiczów? Nie tak dawno wypadła kolejna rocznica śmierci premiera PRL i jego małżonki. Zamordowani we własnym domu przed śmiercią byli torturowani, a sprawców do tej pory nie wykryto. Winne są podobno rozliczne zaniedbania ze strony policji i prokuratury. Tak przedstawiają się fakty. Ja natomiast uwielbiam plotki, ploteczki i informacje z trzeciej ręki, w końcu sensacyjnie być musi. Dlatego też przedstawię wersję własną, okraszoną o dziwo faktami.

Piotr Jaroszewicz wywodził się z przedwojennej inteligencji. Głupcem więc nazwać go nie można. Podczas IIWŚ w przy-sowieckim WP zrobił oszołamiającą karierę w ciągu ledwo dwóch lat z chorążego został mianowany na generała. Jeszcze jako pułkownik wraz z towarzyszami Steciem i Fonkowiczem miał ponoć odnaleźć archiwa RSHA czyli Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. I tu pozwolę sobie zaznaczyć, żę od domniemania przechodzę w większe domniemania. 

Dom Jaroszewiczów podobno przypominał twierdzę. Drzwi antywłamaniowe, wysoki płot, groźny pies w obejściu, jedynie trzy komplety kluczy(bardziej istotne niż mogło by się wydawać) i zwyczaje lokatorów które bardziej przypominały siedzibę wywiadu niż dom prywatny. W skromnych progach byłego premiera można było zagościć tylko i wyłącznie po uprzednim zapowiedzeniu się i odebraniu spod furtki przez któregoś z małżonków. Do tego Jaroszewicz niczym rasowy paranoik sypiał w fotelu na przeciwko drzwi wejściowych z bronią gotową do strzału, a z pistoletem nie rozstawał się nigdy.

Dlaczego więc do cholerny znaleziono go z obrażeniami poniesionymi w wyniku tortur i jakim cudem nie zastrzelił napastników? Trzymając się moje teorii to dość proste. Co jak co ale były "armiejny" generał nie dorównuje wyszkoleniu i doświadczeniu agentom wywiadu. A ja to sobie tak kalkuluję że odwiedzili go panowie z DGSE. Od lat plotkuje się że archiwa RSHA skrywały większość materiałów o współpracy Francji Vichy z III Rzeszą. Fakt że dokumenty takie nie wypływały ze strony Kremla w "odpowiednich" momentach historycznych tylko potwierdza tezę o "zniknięciu" tych dokumentów. Gdzie więc się podziały? Ja obstaję za tym że to Jaroszewicz z kolegami którzy z dalszym biegiem czasu kończyli podobnie byli w posiadaniu tych dokumentów. Ale dlaczego akurat DGSE? Cóż łopatologia. Pojawiają się głosy, że w okolicach domu Jaroszewiczów widziano czarnoskórego mężczyznę. Z jednej strony głupie, z drugiej genialne, bo kto w 1992 roku w wawie nie zauważyłby i nie zapamiętał wielkiego murzyna? Więc jak pokrętna logika wskazuje- wysyła sie takiego żeby uwagę przykuł, nikt z sieriożnych malczików nie uzna tego za dowód, ba właściwie za jego odwrotność! Do tego wywiad francuski słynie obecnie z działalności na polu gospodarczym. Z drugiej strony wywiad niemiecki nie słynie z niczego, a wywiad polski z plotek które nawet po wykastrowaniu o połowę powodują, że mam wrażenie że RP prowadzi wojnę ze wszystkimi i wszystkim. No ale dlaczego Francuzi? Dlatego że tylko oni odwalają taka harataninę jak się im pod dupą pali. Niesławna sprawa Rainbow Warriora wskazała, że pałac elizejski gdy przychodzi co do czego w tańcu się nie pierdoli i rozwiązuje problemy definitywnie.             

Ale co zawsze będę podkreślał to tylko plotki. A plotki te popieram tylko jednym faktem który "insynuuje". JW Grom została utworzona i wyszkolona za pieniądze amerykańskie. Nikt jednak nie twierdził w literaturze z którą miałem na temat JW kontakt, że amerykanie zapłacili za sprzęt dla drużyny płetwonurków. Końcem 1992 roku jednostka otrzymała cholernie drogi sprzęt do specjalnych działań podwodnych. Aparaty o zamkniętym obiegu i ciągniki podwodne, wszystko produkcji francuskiej i wszystko zaskakująco tanio.

A jaki z tego morał? Panie premierze, wicepremierze i reszto wieruszki: Jak dojdzie co do czego to sprzedamy was za za klapki kuboty i czepek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz