Byliście na grobach? Było fajnie co? Atmosfera trochę sztywna ale można się
było rozruszać przy ustawianiu zniczy. W zależności od tego jak spędzaliście
czas przy grobach bliskich może, ale nie koniecznie zauważyliście parę spraw.
Bo oczywiście mogliście zostawić rolę obserwatora w świętym spokoju (na
wieki wieków amen) i zając się jakże powszechnie wyśmiewanym przez ostatnie dni
wyśmiewaniem ludzi. Dobre, nie? Bardzo smakowite, obśmiejmy i obgadajmy ludzi
którzy obgadują i obśmiewają innych, cóż przynajmniej wszyscy teraz wiemy że
mamy belki w oczach. Ja do swojej się nie przyznaje bo zapewne coś mi ją zasłania,
być może jakaś cudza drzazga którą wypatrzyłem - smuteczek, ból żal
niedowierzanie. Ale o czym to ja? A o cmentarzach. otóż w listopadzie wojna
trwa, kto większego wiechcia, kto większy znicz, kto większy płomień na
nagrobku utrzyma, kto poważniej głową pokiwa nad losem człowieczym, kto głośniej
od księdza na nabożeństwie ryja podrze etc. Później ta wojna przenosi się
do pechowych członków rodzinny którzy dysponują najbliższym/największym
kwadratem i trwa tam dalej w najlepsze, kto więcej zje, ugotuje, wypije (Wiplyryje?),
kto większa ilość tegorocznych nieboszczyków zapamiętał. Ale najlepsza jest
całoroczna zimna wojna w cieniu wieńców prowadzona na cmentarzach.
doświadczyłem tego niejako na własnej skórze.
Senior rodu w trosce o "rodzinę i kolejne pokolenia" zdecydował się
na całkiem duży kamień nagrobny. co spowodowało, jak można się domyśleć wyścig
szczurów. Jest tylko jeden mały problem, kolejny rząd grobów jest odrobinę
niżej, tak się złożyło że grobowiec familii jest na szczycie wzniesienia, dlatego
też konkurencyjne nagrobki maja wielkość małego żagla i siłę nośną zdecydowanie
większą niż pewne skrzydło po kontakcie z pewna brzozą . Nikt jednak nie pomyślał
o tym że jak to na szczycie wzniesienia bywa wietrznie i porywiście jest w
okolicy. Doprowadza to do sytuacji w której kamieniarze liczą zyski bo cóż,
wiechcie/znicze/pozytywki/”wizerunki jedynego słusznego papieża” w
porywach wiatru z dużą prędkością kontaktują się z płytami nagrobnymi powodując
plamy, uszczerbki i odbarwienia. no ale nikt nigdy nie twierdził że wojna jest
tania. Oczywiście w ramach drobno mieszczańskiej moralności, troski i
pierdolonego zaścianku każde rozmowy przy miejscu spoczynku naszych najbliższych
są okraszane ze strony okolicznych „wizytatorów” prychnięciami, kaszlnięciami
albo nawet w skrajnych wypadkach oskarżeniami o sodomię kazirodztwo opętania a
nawet co szczególnie dobrze świadczy o doskonałej kondycji moralnej mieszkańców
naszego kraju oskarżenia stojących tuż obok lepszych połówek ojców dziadków i
reszty o niezbyt dobre prowadzenie się, fakt że stoi się przy mogile jednej z
oskarżanej osób widać jakoś szczególnie do wyobraźni PGSzR nie trafia.
Natomiast konsumpcja przez lokalny odział harcerstwa który akuratnie handluje
zniczami pod cmentarzem pizzy zamówionej na wynos nazywany jest przykładem
zaradności. Cóż nie nadaje sie do tego świata.
Największą radość w moim sercu wzbudzają jednak ludzie którzy karcącym
wzrokiem próbują człowieka wbić w ziemie i niechybnie obok odwiedzanych
przodków umiejscowić za niewinne wspominki dotyczące odwiedzanych przodów
ciągnąć równocześnie rozhisteryzowane dziecko jedna ręka próbujące wsadzić sobie
w usta cały worek podłej jakości odpustowych cukierków a w drugiej tarmosząc sznurek
od kolorowego wypełnionego helem balonu. bo wiadomo że nic nie psuje nastroju
zadumy i kontemplacji jak grupa zachowujących dystans do świata indywidualistów
próbujących równocześnie ustąpić miejsca trzem wózkom inwalidzkim, czterem
wózkom z dziećmi i dwóch rodzinom z drącymi się w sposób wystawiający na próbę
przysłowiową cierpliwość lokatorów nekropoli. No ale to ja jestem Belzebubem.
P.S. Pozdrawiam pana policjanta który sprawdzał
trzeźwość wszystkich(sic!) kierowców zmierzających półtora pasmową (oczywiście
w rozmiarze wg. przepisów dwupas) kierowców do drugiej największej w mieście
nekropolii. Nigdy nie widziałem korka na trzy i pół skrzyżowania i dwóch
usiłowań morderstwa na przedstawicielach władzy przy użyciu
chryzantem(złocistych, a jak!).
Blog o wszystkim i o niczym. Oklepane strasznie,puenty zazwyczaj brak.
sobota, 2 listopada 2013
czwartek, 19 września 2013
Generałowie giną o świcie, a broń pojawia się po zmierzchu
Ploteczek ciąg dalszy.
Znacie drodzy czytelnicy sprawę zabójstwa Jaroszewiczów? Nie tak dawno wypadła kolejna rocznica śmierci premiera PRL i jego małżonki. Zamordowani we własnym domu przed śmiercią byli torturowani, a sprawców do tej pory nie wykryto. Winne są podobno rozliczne zaniedbania ze strony policji i prokuratury. Tak przedstawiają się fakty. Ja natomiast uwielbiam plotki, ploteczki i informacje z trzeciej ręki, w końcu sensacyjnie być musi. Dlatego też przedstawię wersję własną, okraszoną o dziwo faktami.
Piotr Jaroszewicz wywodził się z przedwojennej inteligencji. Głupcem więc nazwać go nie można. Podczas IIWŚ w przy-sowieckim WP zrobił oszołamiającą karierę w ciągu ledwo dwóch lat z chorążego został mianowany na generała. Jeszcze jako pułkownik wraz z towarzyszami Steciem i Fonkowiczem miał ponoć odnaleźć archiwa RSHA czyli Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. I tu pozwolę sobie zaznaczyć, żę od domniemania przechodzę w większe domniemania.
Dom Jaroszewiczów podobno przypominał twierdzę. Drzwi antywłamaniowe, wysoki płot, groźny pies w obejściu, jedynie trzy komplety kluczy(bardziej istotne niż mogło by się wydawać) i zwyczaje lokatorów które bardziej przypominały siedzibę wywiadu niż dom prywatny. W skromnych progach byłego premiera można było zagościć tylko i wyłącznie po uprzednim zapowiedzeniu się i odebraniu spod furtki przez któregoś z małżonków. Do tego Jaroszewicz niczym rasowy paranoik sypiał w fotelu na przeciwko drzwi wejściowych z bronią gotową do strzału, a z pistoletem nie rozstawał się nigdy.
Dlaczego więc do cholerny znaleziono go z obrażeniami poniesionymi w wyniku tortur i jakim cudem nie zastrzelił napastników? Trzymając się moje teorii to dość proste. Co jak co ale były "armiejny" generał nie dorównuje wyszkoleniu i doświadczeniu agentom wywiadu. A ja to sobie tak kalkuluję że odwiedzili go panowie z DGSE. Od lat plotkuje się że archiwa RSHA skrywały większość materiałów o współpracy Francji Vichy z III Rzeszą. Fakt że dokumenty takie nie wypływały ze strony Kremla w "odpowiednich" momentach historycznych tylko potwierdza tezę o "zniknięciu" tych dokumentów. Gdzie więc się podziały? Ja obstaję za tym że to Jaroszewicz z kolegami którzy z dalszym biegiem czasu kończyli podobnie byli w posiadaniu tych dokumentów. Ale dlaczego akurat DGSE? Cóż łopatologia. Pojawiają się głosy, że w okolicach domu Jaroszewiczów widziano czarnoskórego mężczyznę. Z jednej strony głupie, z drugiej genialne, bo kto w 1992 roku w wawie nie zauważyłby i nie zapamiętał wielkiego murzyna? Więc jak pokrętna logika wskazuje- wysyła sie takiego żeby uwagę przykuł, nikt z sieriożnych malczików nie uzna tego za dowód, ba właściwie za jego odwrotność! Do tego wywiad francuski słynie obecnie z działalności na polu gospodarczym. Z drugiej strony wywiad niemiecki nie słynie z niczego, a wywiad polski z plotek które nawet po wykastrowaniu o połowę powodują, że mam wrażenie że RP prowadzi wojnę ze wszystkimi i wszystkim. No ale dlaczego Francuzi? Dlatego że tylko oni odwalają taka harataninę jak się im pod dupą pali. Niesławna sprawa Rainbow Warriora wskazała, że pałac elizejski gdy przychodzi co do czego w tańcu się nie pierdoli i rozwiązuje problemy definitywnie.
Ale co zawsze będę podkreślał to tylko plotki. A plotki te popieram tylko jednym faktem który "insynuuje". JW Grom została utworzona i wyszkolona za pieniądze amerykańskie. Nikt jednak nie twierdził w literaturze z którą miałem na temat JW kontakt, że amerykanie zapłacili za sprzęt dla drużyny płetwonurków. Końcem 1992 roku jednostka otrzymała cholernie drogi sprzęt do specjalnych działań podwodnych. Aparaty o zamkniętym obiegu i ciągniki podwodne, wszystko produkcji francuskiej i wszystko zaskakująco tanio.
A jaki z tego morał? Panie premierze, wicepremierze i reszto wieruszki: Jak dojdzie co do czego to sprzedamy was za za klapki kuboty i czepek.
Znacie drodzy czytelnicy sprawę zabójstwa Jaroszewiczów? Nie tak dawno wypadła kolejna rocznica śmierci premiera PRL i jego małżonki. Zamordowani we własnym domu przed śmiercią byli torturowani, a sprawców do tej pory nie wykryto. Winne są podobno rozliczne zaniedbania ze strony policji i prokuratury. Tak przedstawiają się fakty. Ja natomiast uwielbiam plotki, ploteczki i informacje z trzeciej ręki, w końcu sensacyjnie być musi. Dlatego też przedstawię wersję własną, okraszoną o dziwo faktami.
Piotr Jaroszewicz wywodził się z przedwojennej inteligencji. Głupcem więc nazwać go nie można. Podczas IIWŚ w przy-sowieckim WP zrobił oszołamiającą karierę w ciągu ledwo dwóch lat z chorążego został mianowany na generała. Jeszcze jako pułkownik wraz z towarzyszami Steciem i Fonkowiczem miał ponoć odnaleźć archiwa RSHA czyli Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. I tu pozwolę sobie zaznaczyć, żę od domniemania przechodzę w większe domniemania.
Dom Jaroszewiczów podobno przypominał twierdzę. Drzwi antywłamaniowe, wysoki płot, groźny pies w obejściu, jedynie trzy komplety kluczy(bardziej istotne niż mogło by się wydawać) i zwyczaje lokatorów które bardziej przypominały siedzibę wywiadu niż dom prywatny. W skromnych progach byłego premiera można było zagościć tylko i wyłącznie po uprzednim zapowiedzeniu się i odebraniu spod furtki przez któregoś z małżonków. Do tego Jaroszewicz niczym rasowy paranoik sypiał w fotelu na przeciwko drzwi wejściowych z bronią gotową do strzału, a z pistoletem nie rozstawał się nigdy.
Dlaczego więc do cholerny znaleziono go z obrażeniami poniesionymi w wyniku tortur i jakim cudem nie zastrzelił napastników? Trzymając się moje teorii to dość proste. Co jak co ale były "armiejny" generał nie dorównuje wyszkoleniu i doświadczeniu agentom wywiadu. A ja to sobie tak kalkuluję że odwiedzili go panowie z DGSE. Od lat plotkuje się że archiwa RSHA skrywały większość materiałów o współpracy Francji Vichy z III Rzeszą. Fakt że dokumenty takie nie wypływały ze strony Kremla w "odpowiednich" momentach historycznych tylko potwierdza tezę o "zniknięciu" tych dokumentów. Gdzie więc się podziały? Ja obstaję za tym że to Jaroszewicz z kolegami którzy z dalszym biegiem czasu kończyli podobnie byli w posiadaniu tych dokumentów. Ale dlaczego akurat DGSE? Cóż łopatologia. Pojawiają się głosy, że w okolicach domu Jaroszewiczów widziano czarnoskórego mężczyznę. Z jednej strony głupie, z drugiej genialne, bo kto w 1992 roku w wawie nie zauważyłby i nie zapamiętał wielkiego murzyna? Więc jak pokrętna logika wskazuje- wysyła sie takiego żeby uwagę przykuł, nikt z sieriożnych malczików nie uzna tego za dowód, ba właściwie za jego odwrotność! Do tego wywiad francuski słynie obecnie z działalności na polu gospodarczym. Z drugiej strony wywiad niemiecki nie słynie z niczego, a wywiad polski z plotek które nawet po wykastrowaniu o połowę powodują, że mam wrażenie że RP prowadzi wojnę ze wszystkimi i wszystkim. No ale dlaczego Francuzi? Dlatego że tylko oni odwalają taka harataninę jak się im pod dupą pali. Niesławna sprawa Rainbow Warriora wskazała, że pałac elizejski gdy przychodzi co do czego w tańcu się nie pierdoli i rozwiązuje problemy definitywnie.
Ale co zawsze będę podkreślał to tylko plotki. A plotki te popieram tylko jednym faktem który "insynuuje". JW Grom została utworzona i wyszkolona za pieniądze amerykańskie. Nikt jednak nie twierdził w literaturze z którą miałem na temat JW kontakt, że amerykanie zapłacili za sprzęt dla drużyny płetwonurków. Końcem 1992 roku jednostka otrzymała cholernie drogi sprzęt do specjalnych działań podwodnych. Aparaty o zamkniętym obiegu i ciągniki podwodne, wszystko produkcji francuskiej i wszystko zaskakująco tanio.
A jaki z tego morał? Panie premierze, wicepremierze i reszto wieruszki: Jak dojdzie co do czego to sprzedamy was za za klapki kuboty i czepek.
wtorek, 3 września 2013
Rzecz jest o plotce, czyli o prawdzie
Słyszeliście o masakrach w Delcie Nigru? Bo ja też nie, ale później trafiłem na pewną plotkę.
Krąży po pewnych miejscach w sieci taka plotka. Właściwie to historia, otóż: W delcie Nigru (kurwa kocham tą nazwę, NIGGER!!!!!) jest ropy troszkę i jeszcze więcej, więc panowie z firm o nazwie... nie no nie będę pisał że BP, Shell i Exxon lub też wstaw nazwę sam, zjawili się tam i niczym laureaci oskara wypili mleczne napoje miejscowych mieszkańców. To akurat była mała bzdura z mojej strony, bo panowie ci realizując wizję kiplingowskiego brzemienia białego człowieka przynieśli do tego afrykańskiego-czyli przez boga zapomnianego kraju najpiękniejsze wynalazki cywilizacji zachodniej-dolary i co za tym idzie korupcję. Nie jest jednak tak różowo jak by się wydawało.
Otóż, w rejonie z racji rozpowszechnienia się wiary ludzi nie dość że od alkoholu stroniącej to jeszcze od wieprzowiny niektórzy z wyznawców zaczęli doznawać reakcji egzotermicznej i wylatywać kurwa w powietrze na każdym rogu. Jak by tego było mało to ta cholerna Al-Kaida wycelowała swoje zerdzewiałe pamiętające kubańska interwencję w Angoli kałasznikowy w (no to ci niespodzianka) zachodnich, białych wydobywców ropy. Tego to panowie zdzierżyć nie mogli. Nie dość że płacą miejscowym watażką, premierom, prezydentom, generałom czy chuj wie komu tam rządzi akuratnie pieniądze tak wielkie że nawet polski parlamentarzysta by za nie głosowania nie sprzedał (kolejne plotki mówią o 10k zł za głos) to jeszcze muszą się o swoje życie obawiać. A że armię afrykańskie słynną z przekonanie że to huk zabija, nie kule to efekty konfrontacji z terrorystami są nikłe.
Tak więc wkurwiony co niemiara prezes (tu wstaw własna nazwę) zjeżdża w swoim pięknym wieżowcu kilkanaście pięter do tych regionów mniej, ale nadal upiornie drogich i wpadając bez zapowiedzi czy chociaż pukania do biura innego prezesa, tym razem firmy spod znaku PMC krzyczy: "Johnny, kurwa zajebaj ich!". Johnny wystraszony jak sam skurwysyn, bo oto krzyczy do niego kilkanaście miliardów dolarów już się zastanawia skąd weźmie tylu ludzi żeby zajebać kongres, sąd najwyższy, kilka upierdliwych parlamentów, parę ruchów społecznych, greenpeace, anonimowych, producentów zegarów z kukułką i mieszkańców Borów Tucholskich, kiedy pan prezes raczy swoją myśl wytłumaczyć. Otóż wkurwiają go ludzie wieprzowiną i alkoholem gardzący w delcie Nigru. Rzuca coś na odchodne o kilkuset milionach i odjeżdża windą do nieba czyli na swoje piętro. Johnny mając w perspektywie całkiem spore pieniądze dzwoni do swoje ulubionej agencji i zamawia tuzin dziewcząt, kilka godzin później przyjemnie zmęczony dzwoni na inny kontynent gdzie jedno-oki/ręki/jajcy/nogi "czeczen" albo inny "afganiec" odbiera telefon i rzuca zdawkowe "Da?".
Efekt jest tego taki że kilka dni później w rejonie delty Nigru pojawia się banda wysokiej klasy specjalistów z HR, a przynajmniej definitywnego ich rozwiązywania. Chłopaki z każdego zakątku globu, czyli Alfa/wympiel, SEALs/Delta, GSG9/KSK, SAS, GROM czy gdzie ich tam gardła podrzynać uczyli mają przed sobą tylko jedne cel: pozbyć się terrorystów. Ale jak pokazał Irak, A-stan i inne gówniane konflikty w gównianych miejscach rzecz to nie prosta. Ale nie po to się kurwa zatrudnia ruskich co by chłopaki nie podziałali. Napierdoleni po same uszy samozgonem albo innym ściągniętym z baków samolotu wybielaczem, pomiędzy jedną koleją z dzielnymi polskimi byłymi trepami, a drugą z zarzyganymi jak koty jankesami wpadają na genialny pomysł: ZACZYSTKI, czyli tłumacząc szybko na szwabski i reszto światowy "Weź ta wioska i jo spal". Panowie zmagając się z silnym kacem wpadają do pierwszej lepszej wioski gdzie operowali ponoć islamiści, rozpierdalają pod ścianami wszystko co oddycha, wysadzają i gnają niczym sam szatan do następnej bo do tej już wojsko lokalne wkracza. Po kilku minutach na miejsce przybywa wojsko, które, co robi? Sprząta! pozbywa się śladów niedawnej masakry i gna równie szybko do następnej wioski bo już słupy dymu na horyzoncie widać, znak po raz kolejny bezbronni ludzie nie stawiali zorganizowanego oporu. Nawet jeśli panowie PMC na takowy natrafią to zadzwonią do bazy gdzie pilot leniwie się przeciągnie, ale w końcu wystartuje i wypuści kilkadziesiąt rakiety w tą cholerną wioskę bo lata kurwa Mi-24. Pan prezydent czy inny naczelny dziobiący chuj Nigerii zrobi gówno bo ci panowie i ich piękne maszyny ochraniają/wożą/walczą z opozycją.
Lokalne wojsko zna sie tylko na zakopywaniu masowych grobów więc trudno, tak jakoś ktoś inny bronić kraju musi. Terroryzm przestaje być problemem, bo każdy jeden rebeliant zostaje natychmiast powieszony/zaciukany kkb bo wszyscy pamiętają co się z "tą wioską co już jej nie ma a co pomagała alkaidzei" stało. Co na to ONZ, który przecież najemników nienawidzi? Szuka ich, tylko nie mozę znaleźć, a ci mili panowie z PMC co ochraniają ich konwoje z pomocą humanitarną też nie mogą ich znaleźć, tylko czasem ich Mi-24 się spóźnia na punkt spotkania bo mieli jakieś ważne sprawy po drodze do załatwienia, jakieś trzy cztery wioski, ale tego nikt głośno nie powie. Tak wiec mamy piękne skurwysyństwo jak zwykle, ONZ płacący najemnikom miliony dolarów i przekonanie o własnej moralnej wyższości. Siedzimy więc na dupie, zalewamy nasze baki benzyną z ropy tak okrwawionej że dawno już nam powinny się silniki zatrzeć, albo Bóg nam je z trzewi auta wyrwać i myślimy że wszyscy nas kochają.
No, ale to wszystko plotki.
Krąży po pewnych miejscach w sieci taka plotka. Właściwie to historia, otóż: W delcie Nigru (kurwa kocham tą nazwę, NIGGER!!!!!) jest ropy troszkę i jeszcze więcej, więc panowie z firm o nazwie... nie no nie będę pisał że BP, Shell i Exxon lub też wstaw nazwę sam, zjawili się tam i niczym laureaci oskara wypili mleczne napoje miejscowych mieszkańców. To akurat była mała bzdura z mojej strony, bo panowie ci realizując wizję kiplingowskiego brzemienia białego człowieka przynieśli do tego afrykańskiego-czyli przez boga zapomnianego kraju najpiękniejsze wynalazki cywilizacji zachodniej-dolary i co za tym idzie korupcję. Nie jest jednak tak różowo jak by się wydawało.
Otóż, w rejonie z racji rozpowszechnienia się wiary ludzi nie dość że od alkoholu stroniącej to jeszcze od wieprzowiny niektórzy z wyznawców zaczęli doznawać reakcji egzotermicznej i wylatywać kurwa w powietrze na każdym rogu. Jak by tego było mało to ta cholerna Al-Kaida wycelowała swoje zerdzewiałe pamiętające kubańska interwencję w Angoli kałasznikowy w (no to ci niespodzianka) zachodnich, białych wydobywców ropy. Tego to panowie zdzierżyć nie mogli. Nie dość że płacą miejscowym watażką, premierom, prezydentom, generałom czy chuj wie komu tam rządzi akuratnie pieniądze tak wielkie że nawet polski parlamentarzysta by za nie głosowania nie sprzedał (kolejne plotki mówią o 10k zł za głos) to jeszcze muszą się o swoje życie obawiać. A że armię afrykańskie słynną z przekonanie że to huk zabija, nie kule to efekty konfrontacji z terrorystami są nikłe.
Tak więc wkurwiony co niemiara prezes (tu wstaw własna nazwę) zjeżdża w swoim pięknym wieżowcu kilkanaście pięter do tych regionów mniej, ale nadal upiornie drogich i wpadając bez zapowiedzi czy chociaż pukania do biura innego prezesa, tym razem firmy spod znaku PMC krzyczy: "Johnny, kurwa zajebaj ich!". Johnny wystraszony jak sam skurwysyn, bo oto krzyczy do niego kilkanaście miliardów dolarów już się zastanawia skąd weźmie tylu ludzi żeby zajebać kongres, sąd najwyższy, kilka upierdliwych parlamentów, parę ruchów społecznych, greenpeace, anonimowych, producentów zegarów z kukułką i mieszkańców Borów Tucholskich, kiedy pan prezes raczy swoją myśl wytłumaczyć. Otóż wkurwiają go ludzie wieprzowiną i alkoholem gardzący w delcie Nigru. Rzuca coś na odchodne o kilkuset milionach i odjeżdża windą do nieba czyli na swoje piętro. Johnny mając w perspektywie całkiem spore pieniądze dzwoni do swoje ulubionej agencji i zamawia tuzin dziewcząt, kilka godzin później przyjemnie zmęczony dzwoni na inny kontynent gdzie jedno-oki/ręki/jajcy/nogi "czeczen" albo inny "afganiec" odbiera telefon i rzuca zdawkowe "Da?".
Efekt jest tego taki że kilka dni później w rejonie delty Nigru pojawia się banda wysokiej klasy specjalistów z HR, a przynajmniej definitywnego ich rozwiązywania. Chłopaki z każdego zakątku globu, czyli Alfa/wympiel, SEALs/Delta, GSG9/KSK, SAS, GROM czy gdzie ich tam gardła podrzynać uczyli mają przed sobą tylko jedne cel: pozbyć się terrorystów. Ale jak pokazał Irak, A-stan i inne gówniane konflikty w gównianych miejscach rzecz to nie prosta. Ale nie po to się kurwa zatrudnia ruskich co by chłopaki nie podziałali. Napierdoleni po same uszy samozgonem albo innym ściągniętym z baków samolotu wybielaczem, pomiędzy jedną koleją z dzielnymi polskimi byłymi trepami, a drugą z zarzyganymi jak koty jankesami wpadają na genialny pomysł: ZACZYSTKI, czyli tłumacząc szybko na szwabski i reszto światowy "Weź ta wioska i jo spal". Panowie zmagając się z silnym kacem wpadają do pierwszej lepszej wioski gdzie operowali ponoć islamiści, rozpierdalają pod ścianami wszystko co oddycha, wysadzają i gnają niczym sam szatan do następnej bo do tej już wojsko lokalne wkracza. Po kilku minutach na miejsce przybywa wojsko, które, co robi? Sprząta! pozbywa się śladów niedawnej masakry i gna równie szybko do następnej wioski bo już słupy dymu na horyzoncie widać, znak po raz kolejny bezbronni ludzie nie stawiali zorganizowanego oporu. Nawet jeśli panowie PMC na takowy natrafią to zadzwonią do bazy gdzie pilot leniwie się przeciągnie, ale w końcu wystartuje i wypuści kilkadziesiąt rakiety w tą cholerną wioskę bo lata kurwa Mi-24. Pan prezydent czy inny naczelny dziobiący chuj Nigerii zrobi gówno bo ci panowie i ich piękne maszyny ochraniają/wożą/walczą z opozycją.
Lokalne wojsko zna sie tylko na zakopywaniu masowych grobów więc trudno, tak jakoś ktoś inny bronić kraju musi. Terroryzm przestaje być problemem, bo każdy jeden rebeliant zostaje natychmiast powieszony/zaciukany kkb bo wszyscy pamiętają co się z "tą wioską co już jej nie ma a co pomagała alkaidzei" stało. Co na to ONZ, który przecież najemników nienawidzi? Szuka ich, tylko nie mozę znaleźć, a ci mili panowie z PMC co ochraniają ich konwoje z pomocą humanitarną też nie mogą ich znaleźć, tylko czasem ich Mi-24 się spóźnia na punkt spotkania bo mieli jakieś ważne sprawy po drodze do załatwienia, jakieś trzy cztery wioski, ale tego nikt głośno nie powie. Tak wiec mamy piękne skurwysyństwo jak zwykle, ONZ płacący najemnikom miliony dolarów i przekonanie o własnej moralnej wyższości. Siedzimy więc na dupie, zalewamy nasze baki benzyną z ropy tak okrwawionej że dawno już nam powinny się silniki zatrzeć, albo Bóg nam je z trzewi auta wyrwać i myślimy że wszyscy nas kochają.
No, ale to wszystko plotki.
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Mózgu Rozbieranie
Ech, sesja pany i władcy. Dlatego też cholera jasna myślę o dwóch tysiącach innych rzeczy niż zaliczenia. Myślę o śmierci, przemijaniu (depresja przed głęboką porażka akurat utwierdza mnie w przekonaniu że jeszcze jestem normalny, jeszcze), zmarnowanych szansach, złu i trzeciej wojnie światowej. Myślę z estymą o Brunonie K. który jak powszechna wiedza wskazuje był w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem, mężem i ojcem. Myślę o człowieku który chciał dobrze. Lenin, Tusk, Hitler i Stalin też chcieli dobrze. Do diabła nawet ten biedny Pol Pot zniszczony ideami czerwonego sztandaru na Polach Elizejskich (to akurat był przedmiot, ale chorąży na pewno chciał dobrze) też chciał żeby było lepiej. Ba! Palikot też chciał dobrze! Wszyscy chcą dobrze. I Kaczyński i Brevik, pewnie nawet ten pojeb z podstawówki uzbrojony jakby do cholernego Kabulu właśnie by wkraczał niczem John Wayne też na pewno chciał dobrze. Przypomina mi to powoli "Wroniec" Dukaja. "Pamiętaj za kim Stoisz""Pamiętaj za kim Stoisz""Pamiętaj za kim Stoisz""Pamiętaj za kim Stoisz""Pamiętaj za kim Stoisz""Pamiętaj za kim Stoisz"". "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze" "Chciał dobrze". Mantra, istne szaleństwo mantry... Może czas na kogoś kto będzie chciał źle? Nie Kononowicza, to głęboki przykład nihilisty, nawet jego poczucie gustu jest nihilistyczne (vide sweterek). Potrzebujemy kogoś kto uśmiechając się zacznie zabijać ludzi. I powie wprost, nie w mediach tradycyjnych, najlepiej w internetowych "chce źle". Niech ogłosi światu że jest potworem, że nie kocha, że mamusie też zabił, że tatuś już nie żyje bo mu pomógł, że dziadkowie domu nie oddali to spadkobranie uruchomił. Brakuje nam oj brakuje zła. Jesteśmy jak prezydent Callahan, "śmieszkiem". Żyjemy w zaprojektowanej w naszych mózgach antyutopii i się uśmiechamy. Nie jesteśmy głupi, oj nie, coraz bardziej ze swojego sztandarowego hasła się cofam, jesteśmy tylko ślepi. Niech mnie diabli! Jesteśmy nawet bardziej inteligentni niż kiedyś! Jakich pokładów IQ i sprytu potrzeba aby nie zauważyć oczywistego... Jesteśmy martwi, cierpimy na martwicę mózgu bo używamy 80% naszej wiedzy i mądrości do zabijania pozostałych 20% jesteśmy tak uroczo uśmiechnięci. Pamiętajcie o tym jak ci którzy używają swoich 80% do poszukiwania 1% inteligencji, gdy ci którzy naprawdę są głupi przyjdą po nas i pokażą jak bardzo chcą dobrze.
W.
W.
Subskrybuj:
Posty (Atom)