niedziela, 4 kwietnia 2010

Pacyfik czyli recenzja na życzenie



HBO, Spielberg, Hanks, II WŚ, miniserial. Czyli to muszą być dzielni amerykańscy wojacy z misją krzewienia demokracji na terenach zajętych przez tych złych. Tutaj dzielnymi są Marines, złymi Japończycy, a terenami wyspy Pacyfiku. Jest to najbardziej rzucającą się w oczy różnica między "Pacyfikiem" a "Kompania braci" ale różnic jest dużo więcej. Oba seriale dostały po jednej serii 10 odcinków. Dlatego też przedstawienie losów 101-wszej było dużo łatwiejsze jako że historia była zwięzła i skupiała się na szlaku bojowym kompani E od lądowania w Normandii ('44) do austriackich Alp('45). Dzielni Marines (czytaj krzewiciele demokracji) walczyli już od sierpnia 1942 roku aż do definitywnego zakończenia II WŚ. Dlatego też przedstawienie ich wojennych losów jest dużo trudniejsze. W pewnym momencie miałem uczucie jakby ominęła mnie całkiem spora bitwa z udziałem głównych bohaterów. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt że w jednym ujęciu wyglądają dość mocno poszarpanie ale wciąż w mundurach, a w następnym przypominają bardziej szmaciarzy niż żołnierzy wuja Sama. Tak wiem serial to nie dokument, ale po takiej marce spodziewałem się czegoś więcej. Marka ta jednak daje o sobie mocno znać, bo sceny walki jak zwykle wyglądają bardzo, ale to bardzo realistycznie i niesamowicie wciągają. Rozczarowany jestem jednak tym co się na ekranie rozgrywa. Już wiem że nie będzie to następca"Kompani". Dzielni spadochroniarze byli wojną wkurzeni i źli. Woleli by siedzieć w domu i popijać whisky a nie strzelać do tych cholernych Niemców. Wojowniczy Marines z kolei siedzą w swoich okopach i płaczą jak bardzo są wyobcowani przez Japończyków i jak bardzo armia robi ich w chuja posyłając im sprzęt z I WŚ. Całkowicie rozumiem ich rozpacz. W końcu walczą z jakimś azjatyckim odpowiednikiem dzisiejszych Talibów. Fanatyków wysadzających się w powietrze z imieniem cesarza i imperium na ustach. Wszystko fajnie ale czemu serial o II WŚ tak nachalnie nawiązuje do Iraku i Afganistanu? Każdy żołnierz biorący udział w ostatniej wojnie światowej jest cholernie dumny ze swoich dokonań, bo każdy z walczących (po wszystkich stronach) wiedział że walczy o słuszna sprawę. Oni nie rozliczali się z ruchem pacyfistycznym i innymi bzdurami liberałów. Oni walczyli bo tak trzeba było. Więc po cholerę mam słuchać od aktora który gówno wie o wojnie i postaci którą gra jaka wojna jest niesprawiedliwa i chujowa? Ja chcę pełnokrwistego amerykańskiego rozpierdolu na ekranie, epickich bitew, tysiąca statków, miliona czołgów, miliarda samolotów, a nie moralitetu na temat wojny. Po cholerę mi wybuchy po których widzę tysiąc ciał i płaczących żołnierzy. Ja WIEM że to tak wygląda, nie jestem tępy. Jakim cudem "Kompania" pokazywała to żę wojna jest chujowa nie mówiąc tego wprost? Przecież oba seriale popełnili ci sami twórcy. Ja tam nie wiem, oceniam serial po trzech odcinkach, ale naprawdę nie spodziewam się ze będzie dużo lepiej. Raczej gorzej. Polecam tylko miłośnikom II WŚ, rekonstruktorom Marines i wielbicielom amerykańskiego liberalnego BULL-SHITU. Dziękuję dobranoc.

czwartek, 18 marca 2010

O tym dlaczego recenzje pisze się lepiej niż przemyślenia różne

Odpowiedź jest banalna. Dlatego że recenzja narzuca temat i chcąc nie chcąc trzeba się tego tematu trzymać. A wykonalne jest długie dywagowanie. Za miast tego po prostu drąży się temat filmu, reżyser, aktorzy etc. Przemyślenia z kolei ściągają nas coraz dalej i dalej. Odwołujemy się do autorów, filozofów zupełnie jakby nasze własne myśli nie były nic warte i potrzebujemy potwierdzenia tez o których piszemy. Gdyby wszyscy tak postępowali to już od Platona nic nowego nie zostało by powiedziane, a my do tej pory chodzilibyśmy w togach. Znaczy się w sądach nadal sie je nosi, ale gdybym był w sądzie nie popełniał bym teraz tego grafomaństwa. Zamiast tego zająłbym się trzepaniem kaski z jakiś dresów co za handel koksem ich złapali. Zamiast tego siedzę właśnie na krześle obrotowym i popełniam powyższy tekst. Wiecie że krzesał obrotowe to śmiercionośna broń? Tylko czekają co by człowiekowi w dupę strzelić! To przez to całe CO2 dzięki któremu fotel lata góra-dół.

Teraz już wiecie dlaczego następnym razem powrócę z recenzją?

A i szybkie pytanie chcecie:
1)Liban
2) Sherlocka Holmesa
3)Pacyfik
4)Harrego Browna
5) From Paris with Love

Pierwsza osoba która zechce się tu pojawić zadecyduje. Jeśli spełni się scenariusz który zakładam to znaczy przez tydzień nikt tu nie wpadnie rzucę monetą i zobaczymy co tam wypadnie.

niedziela, 31 stycznia 2010

Staczam się, ale o ojczyźnie coś popełnię

Milczę już dość długo, nie żebym nic nie robił. Aktualnie mam sesje więc jest faza(swoją drogą ciekawi mnie słownikowe wytłumaczenie tego słowa w odniesieniu do aktualnie stosowanego kontekstu). Projekt TOP raczej nie wypali. Z kilku całkiem interesujących pomysłów tylko jeden wyszedł poza fazę pobożnych życzeń. Weny nie mam prawie w ogóle. Żółć wypala mnie od środka. Polityka już nie cieszy, zamiast bardzo przyjemnie denerwować już tylko nieznośnie irytuje. Filmy są tak złe(poza paroma wyjątkami) że nawet nie chcę mi się ich oglądać a co dopiero recenzować. Eksperymenty muzyczne coraz bardziej desperackie, a nowych płyt ulubionych zespołów nie widać. Nic tylko zmienić się w emo-boya i zacząć się ciachać żyletkami (koniecznie tępymi)...
Po głębszym zamyśle ilekroć narzekam poprawia mi się... Cóż za radosna myśl! Niepotrzebnie chyba odstawiłem blogaska ( w tym miejscu powinien być emotikon ale obiecałem sobie że zerwę ez tym paskudnym nałogiem). W takim razie więc pozwolę sobie wrzucić tutaj napisany swego czasu felieton na temat patriotyzmu.

Dulce et decorum est pro patria mori. Słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę.-Horacy.


Spoglądając na mapę współczesnej europy nie widzimy już dziesiątek samodzielnych i zdanych na łaskę świata zewnętrznego, państw. Widzimy nowy sztuczny twór aspirujący do miana największego światowego imperium. I to imperium nie opierającego się na wojsku jak wszystkie poprzednie w historii ludzkości, ale imperium gospodarczego. Unie Europejską- wyjątkowy i niepowtarzalny twór którego od 1 maja 2004 roku Polska również jest częścią tego zbioru państw. Zbioru państw boleśnie doświadczonego przez skrajną odmianę patriotyzmu jakim był nazizm.

W toku debaty za i przeciw akcesji do unii europejskiej wielokrotnie uderzano w nuty patriotyzmu starając się wywołać wrażenie, że patriotyzm w zjednoczonej europie jest przeżytkiem i że za niedługo nikt nie będzie pamiętał o kraju zwanym polską gdyż stanie się częścią pan-europejskiego imperium. Osobiście uważam że jest to bzdura jednak przyznać muszę racje tezie że romantyzm umarł bezpowrotnie. Może to i dobrze bo przecież patriotyzm nie musi przejawiać się w sposób dla Polaków klasyczny a dla wielu innych nacji niezrozumiały czyli przez wznoszenie barykad i walkę zbrojną z potencjalnym okupantem. "Tempora mutantur et nos mutamur in illis" czasy się zmieniają, a my wraz z nimi. Polsce i Polakom wielokrotnie zarzucało się iż nie zasługują na państwowość bo są najnormalniej w świecie zbyt podzieleni wewnętrzne. Owszem jest to prawda, my Polacy nie jesteśmy zdolni do jednego i wspólnego zdania. Tam gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie: dwie osobne i jedna wspólna. Za to w obliczu okupanta/wroga narodu setka Polaków jest zdolna do jednego głosu: "Niech żyje Polska!" dobycia szabli i chóralnego ataku na aktualnie znienawidzonego wroga. Wniosek tego taki że nam Polakom to najlepiej wychodzi państwo ale podziemne. Tu wracamy do patriotyzmu w czasach współczesnych. Owszem romantyzm mimo że martwy jest piękny ( sam kultywuję tą tradycję) , ale ogół społeczeństwa musi zdać sobie sprawę że współczesne umiłowanie ojczyzny nie musi polegać na gotowości oddania życia za nią.

Wystarczy kilka nieskomplikowanych czynności w życiu codziennym aby pokazać prawdziwy patriotyzm. Zacząć należy od realizacji własnych praw. Tak praw, nie obowiązków. Najpełniej współcześnie patriotyzm wyrazić można przez uczestnictwo w wyborach, kontaktowanie się z posłem/senatorem z własnego okręgu wyborczego i szeroko pojęty udział w życiu publicznym. Każdy kto faktycznie realizuje przynależną mu rolę suwerena władzy jest patriotą, nawet jeśli tego nie chce. A pięknym uwieńczeniem patriotyzmu jest realizacja obowiązków wobec państwa. Jeśli mówimy o obowiązku obronności to nie trzeba chwytać za broń i iść bić się za ojczyznę (staroświeckie owszem ale piękna temu nie odmówię) tylko stawić się na WKU, zapłacić podatki należne państwu czy też wreszcie uszanować pewne przepisy prawne. Polska płaci i jeszcze długo będzie płacić za permanentny brak legalizmu wśród społeczeństwa. Najwyższym osiągnięciem towarzyskim w pewnych kręgach jest pochwalenie się jak to się urząd wokół palca owinęło ewentualnie jak to udało nam się urzędników nie tyle oszukać co nagiąć przepisy tak że rozpatrzyli sprawę na naszą korzyść.
Współczesny patriotyzm powinien przejawiać się też przez szacunek do tego co pokolenia naszych przodków osiągnęły. Cytując słowa piosnki „Nie pluć na flagę, godło szanować.”. A jeśli praworządny, aktywnie politycznie i społecznie człowiek za granicą kraju jest w stanie podnieść głowę i z dumą powiedzieć „Jestem Polakiem” jest to najwyższy i najpełniejszy przejaw patriotyzmu. A tego co nazwać można patriotyzmem nie osiągniemy przez genialny pomysł poprzedniego ministra oświaty czyli przez lekcje „Wychowania patriotycznego”. Bo na litość umiłowania ojczyzny doświadcza się a nie uczy z książek.