niedziela, 29 listopada 2009

Recenzyja "Black Lagoon"


Nigdy jakoś mnie do anime specjalne nie pociągało. Sytuacja ta uległa zmianie po obejrzeniu przeze mnie zachwalanego wszem i wobec Ghost in the Shell. Moja ocena po pobieraniu szczęki z podłogi była dość zwięzła: "WOW!". Następnie nasunęło mi się pytanie czy nie ma takich interesujących i przyjemnych filmów więcej. Po 32 sekundach z Google byłem w trakcie oglądania pierwszego sezonu telewizyjnej wersji GITS. Pod dwóch sezonach, filmie telewizyjnym oraz drugim filmie kinowym nadal odczuwałem nie dosyt. Jednak po przypomnieniu sobie wielkich męk w czasie oglądania Dragon Ball stwierdziłem że w ciemno niczego więcej nie obejrzę. I tak trafiłem przez przypadek na /k/ gdzie wśród masy spamu i redneckich opowieści znalazłem grafikę z wypisanymi anime z wdzięcznym podpisem "/k/ approved" tam też trafiłem na "Black Lagoon". No ale ad rem.
Słowem wstępu do właściwej recenzji fabuła. Otóż na wstępie otrzymujemy stary radziecki kuter torpedowy z załogą w składzie: Dutch wielkiego murzyna będącego właścicielem kutra i firmy kurierskiej Black Lagoon (fajny kurier co torpedowcem pływa), Bennego pacyfistę speca komputerowego, Revy czyli kobietę po przejściach czerpiącą z tych przejść jakąś dziwną satysfakcje i Rocka głównego bohatera którego poznajemy jako zakładnika Black Lagoon Company a który w wyniku pewnych rozwiązań fabularnych zostaje pełnoprawnym członkiem firm.
Anime jakie jest każdy widzi. Pewnych elementów świata wielkich oczu i napierdalanki nie da się ominąć. O tym należny pamiętać oglądając ten serial. Dlatego też pomimo wielkiego realizmu nadal mamy sceny które powodują że siedząc przed ekranem zadajemy sobie pytanie "Co to kurwa było?" po czym wybuchamy śmiechem. Pomijając te sytuacje cały serial jest bardzo realistyczny. Momentami śmieszny momentami mroczny ciągle jednak realistyczny. Do tego stopnia że słychać upadające łuski co się notabene niezwykle chwali. Cholera do czego by tu się przyczepić? Odnoszę wrażenie że tracę trochę składnie gdy chce coś pochwalić. Wejściówka? Nie, bo jest mega super-awsome. Po prostu świetne połączenie audio i wideo. Postacie? Tak owszem zalatują mangą ale czego oczekujemy. Wszystkie można nazwać głębokimi i świetnie nakreślonymi. Momentami są trochę przerysowane ale wciąż w granicy dobrego smaku. Fabuła jest rodem z dobrej sensacji. Dialogi świetne i oddające emocje bohaterów. Świat zbudowano genialnie. Akcja rozgrywa sie w fikcyjnym mieście Roanapur w Tajlandi. Mamy tu wszystko czego do ładnej rozpierduchy potrzeba. Narkotyki, ruska mafie, triadę, makaroniarzy, kartele, skorumpowaną policje, chcących się wzbogacić wolnych strzelców i nieudaczników oraz Kościół Przemocy. Całość uzupełniona jest przez mgłę tajemnicy spowijającą głównych bohaterów. Ogólne i generalnie polecam! (użyłem wykrzyknika to naprawdę jest git kawał filmu)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Wciąż trzymam sie steru.

Blogasek żyje have no fear. Ostatnio tylko mam troszkę zapieprzyk mały a w dodatku dorwałem oba sezony "Black Lagoon" co w połączeniu z oboma sezonami "Ghost in the shell" daje mieszankę iście wybuchową, a na pewno już czaso-zakrzywiająco-pochałaniajacą. Dlatego w najbliższym czasie spodziewajcie się trzech kipiących entuzjazmem i zachwytem recenzji. Nie wiem czy blogasek to zniesie i nie dokona auto destrukcji ale spróbuje :)