sobota, 17 października 2009

O w miejscu staniu.

Na wstępie napiszę wprost, z tytułami mam zawsze problem wiec przepraszam was najmocniej czytelnicy że zawsze takie słabe one są. No ale do rzeczy.

Ostatnio uświadomiłem sobie ze stoję w miejscu. Tak sie złożyło że studiuję w rodzinnym mieście więc siłą rzeczy mieszkam z rodzicami. Wszystkim znajomym którzy wyrwali się na studia poza miastem (w znakomitej większości) staram się zetrzeć ten prześmiewczy uśmieszek z twarzy tekstem pt: "Ale moja lodówka jest pełna". Kogo ja próbuje oszukać? To nawet nie jest moja lodówka. Korzystam jak najgorszy sęp z krwawizny moich szanownych rodziców, którzy doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Ciągle mają pretensje, oczywiście najbardziej klasyczną "Czemu się nie uczysz?!". No tak, przepisanie, przeredagowanie i nauczenie się notatki to nie jest nauka to tylko takie coś. Wszyscy wiedzą że z notatek się nie uczy, a one same powstają tylko dlatego żeby się na wykładach nie nudzić. Najnormalniej na świecie mam dość mieszkania z rodzicami pod jednym dachem. Teoretycznie jestem już dorosły. Naprawdę to miłe że dla mamusi zawsze pozostaje się tym małym milutkim chłopczykiem, ale bez przesady.

Pozwolę sobie swoje doświadczenia odnieść do ogół ludzkości. Owszem jestem megalomanem ale do rzeczy. Ongiś gdy byliśmy dziećmi traktowaliśmy naszych rodziców jak bóstwa, nieskończenie mądre istoty i ufaliśmy im bezgranicznie. Niestety zaczęliśmy dorastać i okazało się że nic nie jest czarno białe. Zapewnienia naszych rodziców, że jak wsadzi się rękę do wrzątku to się sparzy przestały być takie oczywiste jasne i pełne przekazu. Zaczęliśmy podejrzewać ze może to być nieprawda, może trzeba się przekonać na własnej skórze. To całkowicie naturalne że rodzice chcą chronić swoje potomstwo przekazując im całą swoją wiedzę w jak najlepszej wierze. Ale każdy człowiek jest zbyt ciekawy świata (a przynajmniej powinien być) aby uznać te nauki za wystarczające. Łapiemy się na tym że chcemy sprawdzić organoleptycznie czy wrzątek parzy. I tu na szczęście pojawia się Darwin i jego ewolucja która jednak spowodowała to że jesteśmy pomni nauk innych i nie wsadzimy całej łapy do wrzątku, tylko palec. Owszem sparzymy się ale własnym doświadczeniem będziemy wiedzieć że wrzątek parzy, nie tylko przez nauki starczych.

Dlatego też jestem rozczarowany tym że ugrzązłem w tym samym miejscu w którym spędziłem 19 lat życia. Otacza mnie to samo, nic nie jest nowe a ja sam... cóż jest ze mną coraz gorzej. Pozbawiony nowych bodźców popadam w stagnację i apatię. Próby przełamania tego stanu przypominają stany depresyjno maniakalne. Jakby w mojej diecie brakowało jeszcze wiaderka Prozacu (który ponoć jest nieskuteczny). Wniosek z tego nasuwa się taki że muszę wyrwać z mojego kochanego miasta i stawić czoła światu. No bo cóż lepiej teraz sparzyć palec niż za kilka ładnych lat. No i wiadomość z ostatniej chwili: "Denzel Washington, który najprawdopodobniej wcieli się w rolę Baracka Obamy, w mającym powstać filmie biograficznym o obecnym prezydencie USA, otrzymał za tę kreację Oscara. " Tym jakże miłym akcentem żegnam was na dziś drodzy czytelnicy.

środa, 14 października 2009

Czemuż to milczę? Czemuż?!

Witajcie moi mili to znowu ja po drobnej przerwie. Tak wciąż żyję. Niestety. Przyznać muszę że zaniedbałem odrobinkę swoje internetowe poletko ale przyszedł czas napisać coś znowu i spróbować przelać odrobinę mojego skrzywienia psychicznego na was drodzy czytelnicy.

Usprawiedliwię się najpierw z mego zamilknięcia. Od 1 piździernika począłem uczęszczać na studia, ja na studia nie studia na mnie, żeby to jasne było. Tak więc troche czasu mi zżera dotarcie na uczelnię i z powrotem. Nie mówiąc już o nieudolnych próbach uporządkowania notatek, ten kto poznał moje pismo wie o czym pisze. A także czytanie. Fromm i Machiaveli strasznie pochłaniają czas. No ale do rzeczy:

Był już króciutki i jakże uroczy tekścik o tatuażach. Spostrzegłem jednak że jak to ujął pan Sapkowski w Wiedźminie (niezwykle poetycko i w ogóle debeściacko w pizdę) "Pomyliłem gwiazdy z ich odbiciem w wodzie" (albo stawie chuj to wie sagi jakoś nie trawię i nie otaczam kultem). No to zaszpanowałem oczytaniem i enteligencją. Olśniło mnie i wreszczie wiem co wyprawiają ludzie. Okaleczają się aby być indywidualnym. Zupełnie tak jakby tipsy, dziary, kolczyki i dziury w uszach były projektowane przez tybetańskich mnichów którzy po każdym dziele popełniają rytualne nadzianie się na szczyt Kilimandżaro. Dany osobnik barbarzyński wybiera sobie ozdubeczkę z katalogu który przejrzały przed nim dziesiątki ludzi a setki zapewne zrobią to po nim wybiera oczywiście najbardziej wieśniacki wzór (czytaj najmodniejszy i najpopularniejszy) i jest w głębokim kurwa szoku że inni też takie coś mają tylko nie na nadgarstku tylko na łopatce ( do piasku). Dlatego też optuje za następującą rzeczą. Pozbądźmy się twarzy. Po prostu idźmy do chirurga i poprośmy o zdarcie za naszej twarzyczki. Tak to będzie awsome. A jakie oryginalne? Ile osób zdecyduje się na ten ból, niewygody i nieprzyjemności?

Dlatego też pamiętajcie. Jeśli za kilka miesięcy albo za rok na naszych ulicach pojawią się ludzie szpanujący mięśniami mimicznym to pamiętajcie to bym mój pomysł i to ja jestem nowym kowalem mody barbarzyńskiej. Tak... Wtedy dodam do liczniczka bez kozery 25%. A dlaczego nie? Za niedługo te bandy skretyniałych masowych barbarzyńców uwierzą że seppuku jest świetnym sposobem spędzenia wolnego czasu. A wybranie mnie na dożywotnego furera to najzajebistszy pomysł ostatniego dziesięciolecia. A wtedy koniec będzie bliski. Tym jakże optymistycznym akcentem żegnam was na dzisiaj to wracam do notatek z historii ustroju Polski.