niedziela, 20 września 2009

Homo Barbarius

Dobra muszę to napisać, wersja "dojrzała" powoli rośnie, muszę jeszcze lektury po uzupełniać bo strzelać z fragmentów to nie ładnie.

Rzucam teraz wyzwanie Tischnerowi. Homo sovieticus umarł. Został ewolucyjnie wyparty przez Homo Barbarius. Człowiek sowiecki zastąpiony człowiekiem barbarzyńskim. Z deszczu pod rynnę. Najnormalniejszym pytaniem w tym monecie było by: "Kim jest człowiek barbarzyński?", ale ja znaczne od tego gdzie go zobaczyłem. Jak każdy przedstawiciel polskiej młodzieży przynajmniej raz musiałem znaleźć się na zakrapianej alkoholem imprezie, całkiem miło wspominał bym ten imprezowy "alkoholowo-nikotynowy opar" delikatnie przesłaniający mroczną wizje przyszłości która towarzyszy mi od kilku miesięcy, gdyby nie pewna rozmowa której byłem świadkiem. Przytoczę ją teraz.

"-Te, słuchaj no. - zaczął ten bardziej kompetentny- Jak to jest... Od kiedy liczysz związek z dziewczyną?
-A nie myślałem o tym... Wiesz wydaje mi się...-tu zapytany odpalił papierosa- Te kurwa nie mam pojęcia!
-No bo tak kurwa niezbyt wiem właśnie...- ciągnął wątek pytający
Jego rozmówca zaciągnął się kilka razy petem łyknął zdrowo z butelki domowego winiacza z dodatkiem "mocnych" promili zwanego w okolicy "mózgozjebem" i po długiej, głębokiej chwili namysłu odpowiedział.
-A no związek to się chyba od pierwszego jebania liczy.
Mówiąc wprost bezczelnie przysłuchiwałem się tej rozmowie i byłem święcie przekonany że mój kolega który rozpoczął ten temat zaoponuje. Ten jednak zastanowił się i odpowiedział.
-Tak, chyba tak."

Przyznam że zamurowało mnie wtedy. Ludzie, on pytał o związek! Nie o całkowicie normalną dla mojego pokolenia mizoginiczna zasadę "FANTA". Nie pytał się kiedy może uznać blacharę za zaliczoną. On się pytał o związek. Tak całkowicie rozumiem że romantyzm umarł, nad czym wielce ubolewam, rozumiem że czasy w których przyszło nam żyć nie sprzyjają miłości czy innym pozytywnym uczuciom, ale uznać że związek zaczyna się gdy tylko pozwolimy naszemu ID przejąć kontrolą nad naszym ego i superego to mocna przesada. Analizowałem ten problem i uznałem że oto me oczy ujrzały nowy gatunek człowieka: homo barbarius.

Czym jest homo barbarius? Według mojej analizy: Człowiek barbarzyński żyje w stadzie, w plemieniu. Jako substytut grupy pierwotnej traktuje subkulturę. Jest blokersem, skejtem, emo, metalem, punkiem... Może się nawet uważać za intelektualistę, ale zawsze ucieka do zbiorowości, do swojego plemienia. Pogardza wszelką sztuka, odrzuca ją nie z racjonalnego powodu jakim jest brak czasu na jej kontemplowanie ale z powodu nie chęci do wszystkiego co inne i niezrozumiałe. Widać to w fakcie mono tematyki muzycznej. Słucha tylko jednego gatunku i to rzadko kiedy w wykonaniu więcej niż dwóch w porywach trzech grup. Nie czyta. Absolutnie odrzuca słowo pisane, tak jakby było ono efektem uczonym wynalezienia komórki (o dziwo z esemesów korzysta). Jeśli rusza już książkę to albo jest to "prawdziwy i jedyny obraz życia ziomków z ulicy" albo prosta jak konstrukcja cepa fantastyka gdzie największą łamigłówką jest to że bohater X przemieszcza się z punktu Y do punku Z. W wersji dla zaawansowanych transportuje między tymi punktami przedmiot O. Często jednak nie daje sobie rady z tak abstrakcyjnym wyobrażeniem i sięga po różne używki aby poszerzyć swoje horyzonty. Z używek korzysta możliwie jak najczęściej i dzieli się w swojej lokalnej społeczności niezależnie od przynależności subkulturowej na kupujących (kasta niższa) czyli "Wóli" i sprzedających (kasta kapłanów dostępujących widzeń z "Bogami") czyli "Deali". Przy czym w całej społeczności wiadome jest że nie trzeba specjalnych predyspozycji aby z kasty niższej przesunąć się w wyższą wystarczy tylko odpowiednio wykonany telefon i odrobina chęci, ale tej człowiek barbarzyński nie posiada. Całe życie mima mu na nie mocy. Pierwszy w miarę dokładny opis człowieka barbarzyńskiego usłyszałem w utworze Myslovitz pt: "Chłopcy". Tam jednak barbarzyńcy interesowali się przynajmniej filmami. W chwili obecnej homo barbarius może w ramach kontaktu ze światem obejrzeć filmik na YT i z debilnym śmiechem stwierdzić że jest "Hardcorem!" i "Daj kamienia!".
Barbarius planuje sie wyrwać z szarej rzeczywistości "polskiej biedy". Sądzi że uda mu się rozwinąć talent, wyrymować drogę na szczyt. Ma nadzieję na prace która przyniesie mu realne korzyści i "Wtedy się stąd wyrwę, pojadę gdzieś, do Holandii i się upale jak dzika świnia!". Jest to zaskakujące bo pomimo posiadania motywacji barbarzyńcy nie rozwijają się. Stoi w miejscu w najlepszym razie tupta w kółko. Jego bunt jest od samego początku skazany na porażkę bo nie chce opuścić swojego plemienia. Bunt utwierdza jego pozycje w grupie czasem pozwala mu na awans na człowieka zaufanego który zawsze dostanie coś w "kombo" bo przecież to swój zią! Zyskuje "szacunek" (co to kurwa jest? Może mi ktoś to narysować?!) za całkowicie nie udaną i rozpaczliwą próbę opuszczenia grupy. Tupta w kółko (jak ja w tym teście zaczynam, więc idźmy dalej).
Naturalnie ma wiele cech wspólnych z człowiekiem sowieckim. Też ucieka od wolności od swojego "ja" ale robi to zupełnie inaczej niż sovieticus. Protoplasta barbariusa chciał mieć godność, dążył do niej nawet przez wyparcie się swojego indywidualizmu. Barbarzyńca stara się ukazać zachowanie swojej niezależności i indywidualności równocześnie pozbywając się godności i wolności. Pozbywa się na raz wolności, własnego ja, godności i oryginalności na rzecz grupy. Na rzecz ludzi wśród których brak samu, gustu i własnej oceny sytuacji jest niczym błogosławieństwo, dar niebios. A wszystko to w imię zachowania oryginalności.

Zbiorowość barbarzyńców nie odczuwa, jest wyprana z uczuć, ma pragnienia, ciągotki. Uczucia się nie liczą nie istnieją dla barbarzyńców. Poza jednym. Nienawiścią. Jednak zbyt często mylą prawdziwą platoniczna nienawiść z złością i poza badassa z któregoś z kultowych raperskich teledysków. Często pragnienie bycia tym złym, niedobrym jest tak potężne że zamienia się w bezsilność która w połączeniu z fałszywym przekonaniem własnej wartości i zatraceniem własnego "ja" staje się bezmyślnością i nie uzasadnioną przemocą kierowana we wszystko co człowieka otacza.

Tak po krótce wyglada człowiek barbarzyński pozwolę sobie wrzucić to jeszcze kilka jego cech.

Homo barbarius:
  • człowiek koniecznie pragnący stać się członkiem społeczności, subkultury,
  • dla jego postawy charakterystyczna jest ucieczka od wolności, odpowiedzialności i myślenia,
  • wypranie z uczuć, niezdolność do jakichkolwiek uczuć wyższych,
  • agresja wobec słabszych, uniżoność wobec silniejszych,
  • niechęć do samodzielnego myślenia oraz działania,
  • nadużywanie wszelkiego rodzaju używek,
  • odrzucenie intelektu,
  • pozbawiony indywidualności,
  • przytłoczony bezcelowością własnych działań,
  • zamknięty na wszystko co nieznane,
  • bezsilny.

sobota, 19 września 2009

Spokojnie to tylko rozgrzewka.

Jako że muszę jakoś zarobić na życie (czyt. picie) pisze za drobna opłatę wypracowania. Ma się w końcu wykształcenie "chumanistyczne". Więc notka ta powstaje w wyniku rozgrzewki klawiatury.
Otóż poruszę dziś sprawę która od pewnego czasu mnie nurtuje. Tatuaże... Każdy chce mieć teraz "dziare". Takie jest przynajmniej moje spostrzeżenie. Ludzie podniecają się artyzmem i estetyką barwionej pigmentem blizny. Co chcą osiągnąć przez pieprznięcie sobie jakiegoś znaczka na ciele? Poczuć sie jak dobry rasowy pies z dobrej renomowanej hodowli? Jak więzień KL? Czy sięgając dalej w historię jak wojownik "ozdabiający" swe ciało symbolami zwycięstw? Cóż do grupy motywatorów należy to ostatnie, jednakże należy pamiętać że dawniej wojny kończyły się brakiem kończyn i uroczymi bliznami. Wtedy takie wątpliwe ozdoby miały jakikolwiek sens bo faktycznie jakieś braki kosmetyczne maskowały.
Może też jest to zerwanie z okowami chrześcijaństwa? W końcu papież Hadrian I zakazał praktyki tatuażu jako zwyczaju pogańskiego. Przez większość cały XIX w. i większość XX tatuaż był domeną grup przestępczych i środowisk więziennych. Przecież określenie "dziara" nie zostało by wykute przez samozwańczego mistrza tatuażu jako określenie swojego dziecka, prawda? Podczas IIWŚ wraz z hitlerowskim pierdolnięciem na temat wojowniczości rasy aryjskiej zaczęto stosować w szpitalach SS tatuowanie medyczne, pod prawą pachą tatuowano leczonym tam żołnierzom grupę krwi (czcionką gotycką naturalnie) w celu jak najszybszego podania odpowiedniej krwi w razie pojawienia się tak cennego żołnierza ranionego w lazarecie.
Wniosek jest z tego taki że tatuaże zawdzięczamy kryminalistą, mordercą, ludobójcą, poganom, barbarzyńcom, SS-manom i wszelkiemu różnemu elementowi. Brawo "ozdabiajcie" się dalej ludzie barbarzyńscy to tylko ułatwia mi pracę.

piątek, 11 września 2009

"Anioły i Demony" czyli ale "To Boli"

Zrobiłem sobie krzywdę, naprawdę, do tej pory mam wrażenie potarganego sensu przyczynowo skutkowego. A dlaczego? A dlatego ze byłem na tyle głupi by obejrzeć najnowsze dzieło Rona Hovarda na trzeźwo. Usprawiedliwiam się tym że jego poprzednie dzieło (nie to nie jest sarkazm) "Frost/Nixon" bardzo mi się podobało i zrobiło na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. No ale wróćmy do tego gniota.

Fabuła... Istna tragedia, ale po kolei. Watykan, umiera papież więc zgodnie z zwyczajem zwołuje się konklawe, w między czasie w CERN ktoś kradnie pojemniczek z antymaterią. Na kilka godzin przed rozpoczęciem konklawe ktoś porywa czterech najpoważniejszych kandydatów na stolice Piotrową i grozi ich zgładzeniem i zniszczeniem Watykanu przy pomocy antymaterii. Spanikowany Watykan wzywa na pomoc Roberta Langdona i w tym momencie fabuła staje się nie do zniesienia. Naturalnie musi być super-bad-ass-Don-Brown-mega-monster killer (potrafiący strzelić overkilla z pustej Zastavy [nie pytajcie!]). Pomijam już fakt że koleś pomimo bezpośredniego postrzału zdejmuje szybkim dubletem dwóch policjantów po czym bad-assowsko opatruje się sam... Pokażcie mi kogoś kto patrzy na przestrzelinę powstałą w wyniku penetracji pocisku 9mm ze stoickim spokojem a ja pokażę wam uczciwego polityka. Jako że za całym spiskiem stoją iluminaci bad-ass killer robi wszystko za pieniądze i pomimo tego, że siedzi w środku Watykanu jest przekonany o tym że uda mu się uciec przed eksplozją która zniszczy cały Watykan i przyległości... Bardzo kurwa oświecone. Cały spisek oświeconych jest tak karkołomny i ryzykowny że żaden katolik nie odważył by się go przeprowadzić z nadzieja bo Bóg pomoże, bo nawet jego interwencja mogła by nie wystarczyć. Ale oświeceni Iluminaci naturalnie się na to odważą... Logika, tego w filmie też nie uświadczymy. Realizacja pomimo niebotycznego budżetu również pozostawia wiele do życzenia. kto sądzi że ciekawym ujęciem będzie zbliżenie na światło samochodu? Przecież to zupełnie bez sensu! Co oni sobie myśleli? Że osiągną symbolikę pokazywania świateł stopu/mijania Lanci? No szanujmy się. Film jest strata czasu, nie trzyma nawet w napięciu. Jest mdły i najnormalniej w świecie zły. Zdecydowanie nie polecam.

środa, 9 września 2009

Jeszcze mi się nie odechciało.

Tak wiem miesiąc ciszy, przepraszam najmocniej, ale zacząłem też z okazji tego bloga pewien projekcik który niebezpiecznie urósł i troszkę mi to zajęło. Kiedyś się tu pokaże. Może... W każdym razie do tego akurat wpisu skłoniło mnie jedno mianowicie: Dokąd zmierza ludzkość? Pytanie samo w sobie trochę zbyt szerokie. Ale jeśli zaczniemy od tego dlaczego postawiłem sobie to pytanie sprawy troszkę się wyprostują. Korzystając z ostatniego miesiąca wakacji (tu cytat z trenera Gmocha: "He! He! He!") przeglądałem nieskończone (ponoć) zasoby internetu. Z ciekawości czy aby nie robię czegoś źle wpadłem na kilka blogów. To co zobaczyłem przeraziło mnie. Otóż młodzież, a szczególnie ta mieniąca się "bohemą" (czy jak ich tam zwał) uważa że artyzm osiągnie się przez odmianę przez przypadki słowa "gówno" inteligenci, bądź przeintelektualizowani kretyni używają łacińskiej nazwy. W końcu Quicquid Latine dictum sit, altum videtur "Cokolwiek powiesz po łacinie brzmi mądrze." Tak, przyznaje nienawidzę świata więc powinienem sprzyjać tej rzeszy nihilistów, ale szanujmy się. Ja nienawidzę świata z prostego i błahego powodu: świat mi nie odpowiada, co nie oznacza że nie umiem czerpać radości z życia. Carpe diem* nie jest mi wcale obce.

A całej blogowej samozwańczej śmietance intelektualnej świat kojarzy się z kolorami gówna, z brzydotą, nihilizmem i śmiercią. Nie chcę być nie uprzejmy ale do jasnej cholery poprzednie generacje bohemy upijały się do nieprzytomności absyntem! A jeśli już koniecznie musieli się pociąć to nie dlatego że "nikt ich nie rozumiał" tylko dlatego że oni sami zbyt dobrze zrozumieli świat i stwierdzili że nie ma tu dla nich miejsca. Nasz nowy "kwiat" młodzieży to banda idiotów przekonanych że znaleźli środek ekspresji swojego niezadowolenia. Ich niezadowolenie jest jednak mdłe i bardziej zalatuje degrengoladą przedwojennej europy na zgliszczach której wyrosły wielkie totalitaryzmy niż rewolucje lata 80 i 90 gdzie intelektualiści poprowadzili do wolności całe narody. Raczej trudno wyobrazić sobie KOR zachęcający robotników do walki hasłem: "Gówno!" albo Kartę 77 zaczynającą swój list do studentów hasłem: "Hovno!" (aczkolwiek do studentów medycyny zatytułowano by: "Stercum!" jako wyraz intelektualizacji). Ostatnimi rewolucjonistami którym te słowa całkowicie pasowały byli gwardziści Napoleona I pod Waterloo, gdzie na prośbę o złożenie broni odpowiedzieli: "Merde!" (co mam nadzieje drodzy czytelnicy potraficie już sami przetłumaczyć). Dlatego też jeśli przyszłość tego narodu i zapewne świata, jako że treści te znajduje w najbardziej zglobalizowanym tworze ludzkości- internecie, uważa że nie czeka nas nic lepszego niż bliższa bądź dalsza zagład (gówniana a jakże) i powszechny nihilizm, bez kozery dodaje 1% do mojego wielkiego odliczania. Może cała ta blogowa młodzież sądzi że ma wyższe cele, ale to nie prawda. Ich działania obecnie i zapewne też w przyszłości zbliżają świat tylko do jednego: totalnej destrukcji. Tym miłym akcentem zakończę dzisiejsze dywagacje i niezorientowanym przypomnę: World destruction in progress 8%...

*Naturalnie ja również jestem przeintelektualizowanym kretynem, a jakże!